Żelazny Szlak Rowerowy, a w szczególności jego odcinek prowadzący od Zebrzydowic do Godowa, to wyjątkowa inwestycja w naszym regionie. Dzięki wykorzystaniu starego torowiska powstała piękna i nowoczesna droga rowerowa. Dużo starań podjęto też, aby zapewnić przyjazną dla rowerzystów infrastrukturę. Nie będziemy tu jednak opisywać całej trasy, zostawiając to zadanie jej twórcom i promotorom, lecz podzielimy się kilkoma spostrzeżeniami z wycieczki.
Nasypem jak po sznurku
Dzięki poprowadzeniu trasy po starym torowisku, jej niweleta jest praktycznie pozioma, co bardzo ułatwia poruszanie również mniej doświadczonym lub sprawnym rowerzystom. Jadąc to wysokimi nasypami, to głębokimi parowami dostrzegamy, jak ogromny zakres prac inżynieryjnych musiała wykonać kiedyś kolej, żeby zniwelować mocno pagórkowaty teren w tej okolicy.
Co kilka kilometrów wybudowano nowoczesne miejsca postojowe. Ponadto na wiaduktach przewidziano ciekawie zabezpieczone punkty widokowe, gdzie można się zatrzymać bez ryzyka „zaatakowania” przez nadjeżdżający rower.
Kłopot dla dojeżdżających samochodami
Wzdłuż całej czasy nie przewidziano parkingów dla rowerzystów, którzy docierają tu samochodami. Z punktu widzenia mieszkańców Cieszyna najwygodniejszym miejscem startu jest zebrzydowicka dzielnica Skotnica (w pobliżu stacji Orlen przy rondzie). Niestety brak tam jakiegokolwiek ogólnodostępnego parkingu – przy pobliskich sklepach i restauracjach widnieją ostrzeżenia „tylko dla klientów”, więc lepiej nie ryzykować mandatu lub odholowania.
Na dalszym odcinku do Jastrzębia i Godowa też nie widzieliśmy parkingów przeznaczonych dla użytkowników Żelaznego Szlaku. Szczególnie odczuwalne było to w ostatni weekend, gdy na szlaku pojawiło się ponad 14 tysięcy rowerzystów – samochody zapchały okoliczne parkingi i pobocza dróg. Wygląda na to, że projektanci trasy nie przewidzieli takiego jej sukcesu.
O dwa mosty za daleko
Trasa po torowisku jest praktycznie idealnie płaska z wyjątkiem dwóch miejsc, w których rozebrano wiadukty. Stromymi zjazdami z wciśniętym hamulcem musimy powoli podjeżdżać do skrzyżowania z drogą, która ma w tym miejscu pierwszeństwo, a potem znowu wspinać się na szczyt nasypu.
Oczywiście nie jest to wina projektantów szlaku, a konsekwencja rozebrania wiaduktów przed kilku laty. Na marginesie warto wspomnieć, że niektóre z nich zniknęły w bardzo dziwnych okolicznościach.
Ta sytuacja dobrze pokazuje, że czasami warto poczekać i pozostawić jakiś element niepotrzebnej wydawałoby się infrastruktury kolejowej lub drogowej, bo w nieodległej przyszłości może pojawić się pomysł na jego wykorzystanie. Jak mawiali starzy górale, „łatwiej kijek pocieńkować, niż go potem pogrubasić”.
Dziwne pseudooszczędności
Z niewiadomych względów z trasy „wycięto” dwustumetrowy odcinek w okolicach ulicy nomen omen Torowej. Być może ktoś uznał, że skoro ulica biegnie równolegle do torowiska, to nie trzeba budować drogi rowerowej. Jednak to rozwiązanie bardzo niekorzystnie wpływa na płynność ruchu.
Wykończenie „na gotowo” wjazdu i wyjazdu z tego krótkiego odcinka wskazuje, że to rozwiązanie pozostanie już na długo. Z drugiej strony można zauważyć, że zarośnięty fragment torowiska jest dalej dostępny do wykorzystania a wzdłuż niego posadzono w dwóch szeregach młode drzewka sugerujące, że kiedyś powstanie tu jakiś ciąg komunikacyjny. Być może temat jest więc rozwojowy.
Powrót do szarej rzeczywistości
Droga starym torowiskiem kończy się w Godowie i tu spadamy z nieba na ziemię. Ze świetnie wyprofilowanej, oznaczonej i bezpiecznej trasy trafiamy nagle na główną ul. 1 Maja, pozbawioną nawet pobocza dla rowerzystów. Ponadto za rondem i wjechaniu na ul. Glinki na odcinku 2 kilometrów (!) nie ma ani jednego znaku szlakowego mimo, że droga jest niejednoznaczna. Ktoś tu wyraźnie zaspał (gdybyśmy byli zwolennikami teorii spiskowych, moglibyśmy pomyśleć, że celowo chciano zademonstrować kontrast między dobrze i źle poprowadzonym szlakiem rowerowym).
Warto dodać, że cały szlak tworzy pętlę idącą dalej w kierunku Karwiny i powracającą do Zebrzydowic. Ten odcinek poprowadzono jednak już zwykłymi, lokalnymi drogami, o czym często zapominają media, błędnie informując, że cała 55-kilometrowa trasa biegnie po dawnym torowisku.
Kultura jazdy i bezpieczeństwo rowerzystów
Na zakończenie jeszcze jedna ogólna uwaga. Trasa jest bardzo popularna i panuje na niej dosyć intensywny ruch w obu kierunkach. Jak już pisaliśmy, w ostatni weekend Żelaznym Szlakiem przejechało 14 tysięcy rowerzystów.
W intensywnym ruchu łatwo dało się dostrzec, jak wiele mamy do nadrobienia w zakresie edukacji komunikacyjnej wśród rowerzystów. Spora część z nich zapomina, że nie są jedynymi użytkownikami dróg. Problem nasila się, gdy trafiają na drogę rowerową, gdzie doznają złudnego poczucia bezpieczeństwa, bo w ruchu nie uczestniczą samochody. W rezultacie jeżdżą całą szerokością, zatrzymują się blokując przejazd, wykonują gwałtowne manewry bez sprawdzenia, czy z tyłu nie nadjeżdża szybszy pojazd.
Musimy zdawać sobie sprawę, że wraz z popularyzacją komunikacji rowerowej i powstawaniem coraz lepszej infrastruktury konieczne będzie rozwijanie świadomości i edukowanie w zakresie bezpieczeństwa na drogach, również rowerowych.
Piotr Stokłosa
Galeria
[…] do Cieszyna. Równie wartościowe byłaby DDR do Zebrzydowic, która zapewniłaby połączenie z Żelaznym Szlakiem. Warto wspomnieć, że inicjatywa „Rowery i pociągi na wspólnym szlaku” jest znacznie szersza […]